Wygodne kanapy, designerskie wnętrza, neony, aromatyczne dania, a na koniec, zaskakująca wizyta w toalecie. Tak, w wielkim skrócie można podsumować kolację degustacyjną, w której brałam udział dzięki @yelpwarszawa. Jednak musicie o czymś wiedzieć – Fokim, to nie jest restauracja ani wegańska, ani bezglutenowa. Tu spotykają się wszyscy – weganie, wegetarianie, mięsożercy, a nawet cukrożercy. Prawdziwy fusion. Kulinarny i kulturowy.
Fokim to nie jest kolejna nudna azjatycka knajpa. Będąc tu, całkiem możliwe, że poczujesz się jakbyś właśnie spotkał się z dobrym kumplem, który wrócił z Azji i chce Ci o tej podróży opowiedzieć. Na początku, po oczach bije neonowe światło które zaraz zostaje zrównoważone przez surowe, betonowe wykończenia ścian połączonych z ciepłym drewnem. Zaraz potem, czuć zapach aromatycznych, azjatyckich dań, a z głośników wydobywa się przyjemna i bardzo nieazjatycka muzyka. Niekonsekwencja? Wręcz przeciwnie. Wnętrze jest tylko zapowiedzią tego co nas czeka – klasyka połączona z nowoczesnością – Azja w nowszym, świeższym wydaniu. Sushi z guacamole, batat w tempurze, a może rolka z burakiem. To wszystko ma sens. Każde danie jest przemyślane i składa się na spójną historię.
Zaczynamy od słowniczka. To w nim znajdziecie wyjaśnienia wszystkich nieznanych pojęć i dziwnych składników. Jak dla mnie to strzał w dziesiątkę, doskonałe wprowadzenie do tej kulinarnej podróży… Przynajmniej nikt nie pomyśli, ze guacamole to azjatycki specjał ; ). Wjeżdżają przystawki, a wśród nich chipsy z ziemniaka (ziemniak kushiage, 12,30zł) na patyku i bambusowym koszyku do gotowania na parze. To podanie mnie uwiodło, chipsy też niczego sobie, nie ociekały tłuszczem i były idealnie chrupiące – brakowało tylko do nich jakiegoś ciekawego dipu.
W ramach przystawek zostaliśmy również poczęstowani tempurą, w czterech odsłonach: krab, krewetka, kalmar i chyba najlepszy, batat (38,70zł). Ten ostatni przypadł do gustu nie tylko przeciwnikom owoców morza – batat był rzeczywiście ciekawy, idealnie słodki, mięciutki, a podany w chrupiącej skorupce. Dobre, aczkolwiek próbowaliśmy dużo lepszych pozycji. Bao, to pozycja, która ucieszy wegan – wersja z tofu, karmelem, douchi i mango (15,80zł) brzmiała nieziemsko, jednak bałam się, że mój organizm nie wytrzyma takiej dawki glutenu, więc osobiście nie spróbowałam. Obserwacja reakcji ludzi czasem wystarczy – zarówno Bao wegańskie (15,80zł) jak i mięsne (z żeberkiem wołowym BBQ (16,70zł) zostało pozytywnie przyjęte przez społeczność Yelp! Była też zupa Pho (21,90zł), ale tego dnia, gdy na zewnątrz temperatura była iście azjatycka, większość z nas skupiła się na daniach zimnych. W ramach przystawek na stole pojawiły się również sajgonki (15,20zł), w wersji z marynowanym kurczakiem oraz piklowanym tofu oraz dwoma sosami. Sajgonki były ok, ale ten sos orzechowy… Mega!
Ciężko mi określić, kiedy na stół wjechały rolki (Fokim panko roll), pamiętam tylko, że były pyszne i bardzo, bardzo, bardzo żałuję, że nie są bezglutenowe. Tutaj muszę wspomnieć o tym, że Fokim posiada i częstuje sosem sojowym, bezglutenowym. Bez glutenu są hosomaki i nigiri, więc bezglutenowi fani sushi znajdą coś dla siebie. Wracając do rolla to najpyszniejszy, jak dla mnie, był ten z mango i rybą maślaną. Nigdy nie jadłam sushi z mango i cieszę się, że dokładnie po 26 latach się to zmieniło. Ciekawa była też rolka z burakiem i pieczonym awokado (26,90zł), oraz z łososiem (34,90zł). Z dań głównych zostaliśmy poczęstowani sałatką Fokim Seafood (42,60zł), Kurczakiem Yakitori, Żeberkiem Wołowym BBQ oraz bohaterem stołu tofu z pieczonymi jabłkami (36,90zł). Ten ostatni był wyśmienity! W życiu nie jadłam tak doskonałego tofu – przenikały się w nim przeróżne, bliżej nieokreślone, ale doskonale uzupełniające się smaki. Do tego opalane jabłko (które było kropką nad „i” tego dania) i kapusta czerwona. Perfekcyjne danie!
Reszta dań była również dobra, chociaż osobiście nie wróciłabym na Fokim Seafood – porcja ogromna, jednak 42zł to dla mnie stanowczo za wysoka cena jak na sałatkę. W porównaniu do reszty dań głównych wypadła raczej słabo, jak dla mnie była za sucha, brakowało ciekawego elementu, który połączyłby wszystkie smaki. Z dań mięsnych znakomite były żeberka wołowe w sosie BBQ – chociaż sama za mięsem nie przepadam, to danie poleciłabym każdemu miłośnikowi mięsa. Idealnie doprawione i rozpływające się w ustach – niewątpliwie jest to danie warte grzechu. Na koniec podano desery. Chyba nikogo nie zachwycił Ptyś (lody miodowo-biszkoptowe, sos czekoladowy, chili, kafir) więc nie będę się nad nim już dłużej znęcać, za to opiszę prawdziwy foodporn – waniliowy banan panko (14,80zł) i Fokim Sweet (28,90zł). Pomimo dość wysokiej jak na deser ceny, Fokim Sweet (na zdjęciu po lewej) jest warty grzechu. Jako, że 9 maja, w dzień kolacji przypadały moje urodziny, to pozwoliłam sobie pofolgować i skosztować tego specjału – brownie, lody z białej czekolady i jeszcze więcej czekolady – to wszystko ułożone w czekoladową, trójwarstwową wieże. Na to gorący sos czekoladowy pod wpływem którego lody z białej czekolady powoli się roztapiają. Kosmos! Całkiem dobry był też banan panko, nieco waniliowy w środku, chrupiący na zewnątrz, polany sosem czekoladowym słonym karmelem. Banan, czekolada, karmel… To mówi samo za siebie.
Po deserach, postanowiliśmy jeszcze trochę zaszaleć i spróbować tutejszych drinków. Jako, że smakoszem alkoholowym nie jestem (pijam wino dwa razy do roku) to nie będę się zbytnio rozpisywać, bo na pewno inni zrobią to lepiej. Napiszę tylko, że najbardziej efektownym drinkiem jest Smokefashioned (29,70zł). Smakowo mi co prawda nie podszedł (jak większość alkoholi), ale jego wykonanie zostało uwiecznione na wielu telefonach (zdjęcie po lewej). Czaszka, barman i dużo dymu – warto zamówić dla samego popatrzenia! Jak już pisałam, nie przepadam za alkoholem, ale szot Dragon Ball (33,10zł) z wodą kokosową i pieprzem był znakomity i przyznam to bez bicia. Na koniec każdy obowiązkowo musiał odwiedzić toaletę. Wyobraźcie to sobie: otwierasz drzwi do toalety, a tam, z naprzeciwka „wyskakuje” pani azjatka krzycząca do Ciebie z ekranu telewizora. Tak właśnie wygląda toaleta w Fokim. To bardzo dziwne uczucie załatwiać potrzebę z panią gotującą bulion za Twoimi plecami. To jedno z tych wspomnień, którego szybko nie wymarzę z mej pamięci. I za to, Fokim, należą się oklaski!
Fokim to jeszcze gorąca miejscówka na kulinarnej mapie Warszawy i coś mi mówi, że prędko nie wystygnie. Wnętrze, jedzenie, klimat i muzyka – to wszystko składa się na przestrzeń, z której nie chce się szybko wychodzić. Nie wszystkie dania są tutaj perfekcyjne, ale niektóre sprawią, że Wasze ślinianki zaczną szybciej pracować. Dodatkowo, każdy znajdzie tu coś dla siebie – Weganom polecam tofu z opalanym jabłkiem, rolla z burakiem oraz Bao z tofu. Osoby na diecie bezglutenowej na pewno mogą zamówić sushi i obficie wymoczyć je w bezglutenowym sosie sojowym (zupa Pho i inne dania też są bezglutenowe, najlepiej podpytać kelnera osobiście). Prawdziwy mięsożerca doceni żebro wołowe BBQ. Bardzo lubię, gdy weganie, mięsożercy i wszyscy inni żercy siedzą przy jednym stole, a w Fokim jest to możliwe.
Informacje praktyczne
Adres:Krucza 24/26 (Śródmieście), Warszawa
Ceny: $$ (powyżej 30zł za danie główne)
Strona www: http://fokim.pl
Jeśli podoba Wam się ta recenzja i macie ochotę na więcej, to zapraszam na Yelp’a, gdzie zrecenzowałam już (a raczej „dopiero” ;)) 29 kawiarni i restauracji nie tylko w Warszawie :). A jeśli zamiast czytać wolicie pisać to też koniecznie wpadnijcie na Yelp’a, gdzie będziecie mogli podzielić się swoimi opiniami, ale też poznać pozytywnie zakręconych ludzi. Polecam!