Fill The Bowl https://fillthebowl.pl by Wiktoria Przybylska Sat, 15 Apr 2017 07:32:54 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.6.7 88835051 Pasztet warzywny z kaszą jaglaną i żurawiną https://fillthebowl.pl/pasztet-z-zurawina/ https://fillthebowl.pl/pasztet-z-zurawina/#comments Sat, 15 Apr 2017 07:00:11 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2894 Wielkanoc zawsze oznaczała dla mnie pasztet. Przez większość życia był nim ten roboty mojego dziadka, mięsny i glutenowy. Pewnej Wielkanocy postawiłam na stole pasztet wegański (nikomu nie wspominając o jego roślinnym pochodzeniu oczywiście), a gdy ten zniknął za jednym posiedzeniem, wiedziałam, że będzie stałym elementem wielkanocnego stołu. I tak już jest z nami od paru lat,
Read more

Artykuł Pasztet warzywny z kaszą jaglaną i żurawiną pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Wielkanoc zawsze oznaczała dla mnie pasztet. Przez większość życia był nim ten roboty mojego dziadka, mięsny i glutenowy. Pewnej Wielkanocy postawiłam na stole pasztet wegański (nikomu nie wspominając o jego roślinnym pochodzeniu oczywiście), a gdy ten zniknął za jednym posiedzeniem, wiedziałam, że będzie stałym elementem wielkanocnego stołu. I tak już jest z nami od paru lat, co roku inny, co roku tak samo dobry. Tym razem z kaszy jaglanej, z dodatkiem żurawiny i słonecznika.

pasztet_1

 

pasztet_18

Pasztet warzywny z kaszą jaglaną i żurawiną


  • 200g kaszy jaglanej
  • 50g słonecznika
  • 7 łyżek rozpuszczonego oleju kokosowego
  • 2 cebule
  • 1 ząbek czosnku
  • 50g selera
  • 1 marchewka
  • 1 pietruszka
  • 2 łyżeczki majeranku
  • 2 liście laurowe
  • 3 ziarna ziela angielskiego
  • 6 ziaren czarnego pieprzu
  • 2 łyżeczki soli
  • ⅓ łyżeczki gałki muszkatołowej
  • ⅓ łyżeczki białego pieprzu
  • 2 łyżeczki syropu z agawy
  • 3 łyżeczki bezglutenowego sosu sojowego
  • 25g suszonej żurawiny

Sposób przygotowania

  1. Przepłukaną w zimnej wodzie kaszę przesypujemy do garnka i zalewamy 2 szklankami wrzątku. Gotujemy bez przykrycia z ziarnami pieprzu, zielem angielskim i liśćmi laurowymi. Gdy woda wyparuje zdejmujemy z gazu.
  2. W czasie gdy gotuje się kasza, obieramy i kroimy (w dużą kostkę lub plasterki) wszystkie warzywa.
  3. W osobnym garnku rozgrzewamy olej kokosowy. Gdy garnek jest już nagrzany, wrzucamy cebulę i smażymy ok. 10 minut. Po tym czasie dodajemy resztę warzyw. Z ugotowanej kaszy wyciągamy ziele angielskie, pieprz i liście laurowe i przekładamy je do warzyw. Dusimy pod przykryciem, aż wszystkie warzywa będą miękkie.
  4. Gdy warzywa są już miękkie, wyciągamy ziele, pieprz i liście laurowe.
  5. Do garnka z warzywami dodajemy kaszę jaglaną i słonecznik. Dokładnie mieszamy.
  6. Dodajemy resztę składników (oprócz żurawiny) i dokładnie blenderujemy.
    Przekładamy do keksówki, smarujemy pędzelkiem z góry olejem kokosowym, pieczemy do zarumienienia (ok. godzinę) w 185 C.

 

Artykuł Pasztet warzywny z kaszą jaglaną i żurawiną pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/pasztet-z-zurawina/feed/ 4 2894
Smoothie Bowl na dwa sposoby, czyli zielone awokado i żółte mango. https://fillthebowl.pl/smoothie-bowl-sposoby-czyli-zielone-awokado-zolte-mango/ https://fillthebowl.pl/smoothie-bowl-sposoby-czyli-zielone-awokado-zolte-mango/#comments Thu, 05 Jan 2017 11:49:09 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2865 Kto z Was czytał zakładkę „o mnie” ten wie, że cierpię na permanentny brak blendera. To taki mój znak rozpoznawczy, wynikający z dość częstej relokacji. Jeśli ktoś z Was mieszkał kiedykolwiek na walizkach (a przy okazji jest kobietą posiadającą całkiem sporą kolekcję sukienek i butów;)) to pewnie wie jak ciężko zapakować jest cały swój dobytek do jednej walizki.
Read more

Artykuł Smoothie Bowl na dwa sposoby, czyli zielone awokado i żółte mango. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Kto z Was czytał zakładkę „o mnie” ten wie, że cierpię na permanentny brak blendera. To taki mój znak rozpoznawczy, wynikający z dość częstej relokacji. Jeśli ktoś z Was mieszkał kiedykolwiek na walizkach (a przy okazji jest kobietą posiadającą całkiem sporą kolekcję sukienek i butów;)) to pewnie wie jak ciężko zapakować jest cały swój dobytek do jednej walizki. Pakowanie to jeden wielki dylemat, walka z sentymentalnością, nie ma w nim miejsca na blendery.

Jednak co jakiś czas przychodzi ten moment, gdy blender pojawia się w moim życiu. Moment przeze mnie wyczekiwany, bo zarówno ja jak i moja walizka potrzebujemy teraz chwili dla siebie, ciepłego koca i dobrej książki (no dobra, walizka potrzebuje chyba tylko świętego spokoju). Moment, gdy w moim życiu pojawia się blender oznacza, że właśnie znalazłam swoją tymczasową przystań, miejsce które przez jakiś czas będę nazywać domem. Na pytanie „gdzie mój dom?” zawsze wszystkim odpowiadam, że tam mój dom, gdzie mój blender (to chyba tłumaczy dlaczego ludzie uważają mnie za wariatkę;))! Po (paro)miesięcznej tułaczce po Europie poprzedzonej paromiesięcznym pobytem w Barcelonie, powracam tam gdzie to wszystko się zaczęło – Warszawa, mój nowy (choć stary) (jeszcze nie) dom!

No właśnie. Ciężko nazwać to miejsce domem. Ściany puste, podłóg i blendera jeszcze nie ma, a zamiast łóżka jest materac. Miksuję więc jeszcze cudzym blenderem. Smoothie bowl razy dwa.

Smoothie bowl to sposób na błyskawiczne śniadanie, które sprawdzi się zarówno w lecie (przyjemnie schłodzi) jak i w zimie (dostarczy Wam niezbędnych witamin i zwiększy odporność!).


Smoothie Bowl z mango i morelą


Składniki:

Smoothie
  • 110g mango
  • 4 suszone morele (miękkie)
  • 25g banana
  • 100ml mleka roślinnego
  • 50ml mleka kokosowego (można zastąpić roślinnym lub rozcieńczyć wodą)
  • 50ml soku z pomarańczy
  • 1 łyżka syropu z agawy
Dodatki
  • garść malin
  • pół banana pokrojonego w plasterki
  • 1 łyżka wiórków kokosowych
  • 1 łyżka pestek dyni
  • 1 łyżeczka spiruliny
  • listek świeżej mięty

Sposób przygotowania

  1. Pestki dyni lekko podprażyć na suchej patelni lub w piekarniku.
  2. Składniki na smoothie zmiksować za pomocą blendera ręcznego. Przelać do miski.
  3. Na górze smoothie, ułożyć dodatki. Posypać spiruliną, udekorować listkiem mięty i można jeść!

Smoothie Bowl z awokado i szpinakiem


Składniki:

Smoothie
  • 75g awokado
  • 23g liści szpinaku
  • 200 ml mleka roślinnego
  • 1 łyżka syropu z agawy
  • 1 łyżka soku z limonki
Dodatki
  • garść owoców leśnych
  • pół banana pokrojonego w plasterki
  • garść orzechów (u mnie włoskie i migdały)
  • świeże listki mięty

Sposób przygotowania

  1. Orzechy lekko podprażyć na suchej patelni lub w piekarniku (opcjonalne).
  2. Składniki na smoothie zmiksować za pomocą blendera ręcznego. Przelać do miski.
  3. Na górze smoothie, ułożyć dodatki. Posypać poszarpanymi listami mięty i można jeść!

 

 

Artykuł Smoothie Bowl na dwa sposoby, czyli zielone awokado i żółte mango. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/smoothie-bowl-sposoby-czyli-zielone-awokado-zolte-mango/feed/ 2 2865
Bezglutenowe podróże, czyli kulinarny Berlin w 3 dni. [przewodnik] https://fillthebowl.pl/kulinarny-bezglutenowy-przewodnik-po-berlinie/ https://fillthebowl.pl/kulinarny-bezglutenowy-przewodnik-po-berlinie/#comments Fri, 02 Dec 2016 20:02:34 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2813 Berlin nigdy nie wylądował na mojej bucket liście, nigdy też nie ciągnęło mnie do tamtejszego jedzenia, języka, ani szeroko rozumianej kultury. Stolica Wurstu z frytkami, kebabu, najlepszych imprez klubowych i dobrej kawy – tak właśnie wyobrażałam sobie Berlin. Do tego niesympatyczni i ponuri ludzie. Na szczęście wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, więc gdy
Read more

Artykuł Bezglutenowe podróże, czyli kulinarny Berlin w 3 dni. [przewodnik] pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Berlin nigdy nie wylądował na mojej bucket liście, nigdy też nie ciągnęło mnie do tamtejszego jedzenia, języka, ani szeroko rozumianej kultury. Stolica Wurstu z frytkami, kebabu, najlepszych imprez klubowych i dobrej kawy – tak właśnie wyobrażałam sobie Berlin. Do tego niesympatyczni i ponuri ludzie. Na szczęście wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, więc gdy zobaczyłam loty w cenie 19zł (z Rzeszowa do Berlina), uznałam to za znakomity pretekst by przekonać się na własnej skórze, oczach i języku, czy stolica Niemiec jest taka „jak ją piszą”.

Berliński przewodnik nie był w planach – 3 dni, 3 śniadania, 3 obiady – zawsze wydawało mi się to stanowczo za mało na poznanie lokalnej sceny kulinarnej. Trafiłam jednak na miejsca, które mam nadzieję, każdemu bezglutenowemu podróżnikowi umilą pobyt w stolicy naszego zachodniego sąsiada, a wplecione w tekst informacje praktyczne, nieco ułatwią poruszanie się po mieście. No to w drogę!

Dwie rzeczy, które najbardziej zszokowały mnie podczas pobytu w Berlinie to brak akceptacji międzynarodowych kart płatniczych w większości lokali, a także w biletomatach, oraz brak możliwości zakupienia biletu w pociągu. Pewnie między innymi z tego powodu mój pobyt rozpoczął się kolejką do biletomatu, z którym wielu turystów nie potrafiło sobie poradzić (pewnie tak jak ja nie przypuszczali, że maszyna nie zaakceptuje ich kart kredytowych;)). Z lotniska Berlin-Schönefeld do centrum można się dostać pociągiem – zajmuje to ok. 30 minut, jednak zakup biletu na przejazd ze stacji Schönefeld już więcej. Pomimo ok. tuzina maszyn biletowych zlokalizowanych w tunelu na stacji, kolejki są ogromne (albo tylko ja miałam tyle szczęścia?). Oprócz tunelu na stacji, automaty biletowe zlokalizowane są również na peronach, oraz w terminalach A i D. Każdy bilet należy skasować przed wejściem do pociągu – kasowniki zazwyczaj zlokalizowane są przy automatach biletowych. Pojedyńczy bilety z lotniska kosztuje 3,30 € (bilet na jedną zonę kosztuje 2,70 €) i jest ważny dwie godziny od momentu skasowania (nie można jednak na jednym bilecie wracać tą samą trasą).

Piątek.

Weekend w Berlinie rozpoczęłam od The Bowl zlokalizowanego niedaleko Dworca Wschodniego. Jeśli komuś Berlin kojarzy się tylko z kiełbaską i frytkami, to to miejsce jest idealnym na obalenie tego mitu. Chociaż frytki, owszem, były, ale za to z batata!

The Bowl wybrałam nieprzypadkowo – skusiła mnie nie tylko nazwa, ale też koncepcja. To nie jest kolejna wegańska knajpa. Stoi za nią głębsza idea zdrowego, świadomego i czystego odżywiania. Koncept ten zakłada, że zdrowe jedzenie może zwiększyć energię i samopoczucie, dlatego w The Bowl znajdziecie tylko kuchnię inspirowaną naturą, w 100% bezglutenową, bezcukrową i wegańską, a to wszystko podane w ogromnej misce! Nie spodziewajcie się wymyślnych dań – tutaj króluje zdrowie i prostota, a także pozytywna energia. Dodatkowo, jest to jedna z niewielu certyfikowanych organicznych restauracji w Niemczech.

 

Spędziłam tutaj jedno popołudnie, a towarzyszyła mi miska Kalifornijska – ponoć najpopularniejsza ze wszystkich. Bardzo prosta kombinacja, którą bez problemu przygotujecie też w domu – frytki z batata (jak dla mnie odrobinę za mało chrupiące, ale dobrze przyprawione), awokado w sezamie (super pomysł!), cytrynowa komosa ryżowa, superfood dressing (cokolwiek to znaczy), sałatka jabłkowo-marchewkowa i sos teriyaki-hibiskus. Bez szału, ale bardzo smacznie… No i na pewno nie wyjdziecie stąd głodni! Na deser miejsca mi już nie wystarczyło, zamiast tego zamówiłam matchę na mleku migdałowym. Ogromny plus za podanie w tradycyjnej, japońskiej miseczce.

Warto też wspomnieć, że jest tu internet, wygodne kanapy, ale też klimatyczne siedziska na „parapecie”. Obok restauracji, na tym samym piętrze, kupicie wegańskie buty, a na parterze znajduje się sklep ze zdrową żywnością. Przesiadując tutaj byłam otoczona wspaniałymi ludźmi pełnymi miłości, uśmiechów i pozytywnej energii, więc albo miałam szczęście, albo rzeczywiście jedzenie w The Bowl dobrze wpływa na ludzi!

Wizytę w The Bowl warto połączyć ze spacerem wzdłuż East Side Gallery, do której dojście zajmie Wam 15 minut. Ten pomnik dla wolności w postaci galerii stworzonej przez artystów z całego świata na fragmencie Muru Berlińskiego jest obecnie jedną z największych, jak nie największą, galerią na świecie zlokalizowaną na świeżym powietrzu. To tutaj znajduje się jeden z najbardziej rozpoznawalnych symbolii Berlina – rysunek Dmitri Vrubel’a przedstawiający całujących się Breżniewa i Honecker’a. Tego malunku na pewno nie przegapicie – zawsze jest wokół niego mnóstwo ludzi z aparatami i selfie stickami.

Sobota.

Podczas weekendowych wypadów, sobota jest dla mnie najbardziej aktywnym dniem turystycznym, dlatego zaczynam ją od solidnego śniadania! Padło na No Milk Today – urocza, przytulna kawiarnia ze znakomitym wyborem wegańskich śniadań. Przyznam, że nazwa inspirowana kultową piosenką Herman’s Hermits’s, których to fanką byłam w (bardzo) wczesnej młodości również wpłynęła na moją szybką fascynację tym miejscem. Ale zacznijmy od początku.

No Milk Today odwiedziłam w sobotni poranek – byłam pierwszą klientką, zostałam więc obsłużona ekspresowo, a właścicielka poświęciła mi sporo uwagi. Takim sposobem na śniadanie wybrałam bezglutenowe pieczywo z pastami – masłem orzechowym, wegańską tradycyjną kiełbaską (nie pytajcie co to było, ale nijak mi to przypominało kiełbasę;)) oraz serkiem ze słonecznika. Wszystkie pasty robione są na świeżo, a aktualnie dostępne zawsze wypisywane są na małej tablicy.

Standardowo śniadanie to podawane jest z owocami, ale ja poprosiłam o dodatkową sałatę. O dziwo, bardzo smakowała mi tu kawa. Jako, że dobrze toleruję owies (w małych ilościach), zamówiłam cappuccino na mleku owsianym, jednak dostępne są też inne mleka roślinne. Dodatkowo zjecie tu bezglutenowe ciasto tiramisu, są też bezglutenowe ciastka i brownie (podawane na ciepło) z lodami.

Uwaga! Podobnie jak w większości lokali, nie można tu płacić kartą. Jest za to internet, ale za skorzystanie z gniazdka elektrycznego, trzeba już zapłacić (1 €). Jeśli No Milk Today nie przypadnie Wam do gustu to nic się nie martwcie – okolice Berlin-Kreuzberg pełne są wegańskich kawiarni, w większości z dostępnymi, bezglutenowymi opcjami, warto się więc przejść po okolicy i zobaczyć co skrywają inne miejscówki.

Dość blisko, bo ok. 15 minut autobusem i 30 minut spacerem, znajduje się warte odwiedzenia Muzeum Żydowskie. Na muzeum trzeba poświęcić z dwie godziny, więc jeśli tematyka ta Was nie interesuje, a pogoda dopisuje to warto podjechać nieco dalej, w okolice Potsdamer Platz, niedaleko którego znajduje się, między innymi, Pomnik Pomordowanych Żydów Europy – pomnik składający się z 2711 betonowych bloków.  Stąd rzut beretem do innych turystycznych punktów takich jak najbardziej popularny berliński park Tiergarten, Gmach Parlamentu Rzeszy (Reichstag) czy Brama Brandenburska (Brandenburger Tor).

Jeśli tak jak ja zmarzniecie, a do tego spadnie Wam cukier to wpadnijcie to Charlie’s Vegan Food & Coffee. Dotarcie tam z Muzeum Żydowskiego zajmie Wam ok. 15 minut autobusem (z okolicy Bramy Brandenburskiej ok. 25 min). Charlie’s to miejsce przedziwne i przeurocze zarazem. Misz masz azjatyckiej tandety, odrobiny niemieckiego szyku
z domieszką berlińskiej awangardy i rustykalnym wykończeniem… Do tego przemiła i nigdzie się nie spiesząca hiszpańska obsługa – Charlie, który to pochodzi z hiszpańskiego miasta niedaleko Madrytu i przemiła starsza pani, która przygotowuje tu wegańskie ciasta. To duet idealny na wolne sobotnie popołudnie. Jest tu drogo, ale smacznie. Czas szybko leci w towarzystwie herbaty (podanej w przepięknej miseczce) i zdrowych słodkości (na zdjęciu wegański snickers). Każdy zamawiający dostaje tandetnego króliczka lub inne pozłacane zwierzę, a w oczekiwaniu na swoją herbatę można rozsiąść się w wygodnej kanapie w stylu retro i rozkoszować się widokiem stylowego fortepianu. Można też tu wpaść na obiad – aktualna oferta jest rozpisana na tablicy.

 

 

Jeśli jednak oferta obiadowa Charliego Was nie przekona, to dwie przecznice dalej znajduje się Maroush – libański fast food, którego hummusy i falafele obiegły już chyba cały instagram. Nie jest to opcja dla osób z celiakią, ale dla tych, którzy glutenu starają się unikać. Znajdzie się tutaj także coś dla wegan. Trudno mi powtórzyć co zamówiłam bo kontakt z obsługą bazował na gestykulacji, ale na moim ogromnym talerzu wylądowała marynowana rzodkiewka (przepyszna), hummus, frytki, sałatka, kalafior i falafele. Polecam także wszystkim mięsożercom!

Niedziela.

Niedziela rządzi się swoimi prawami – nawet na wyjeździe staram się by była raczej spokojna i by nie zabrakło chwili na relaks z kawą. Ale najpierw śniadanie, a te zjadłam w Dots. Niech nie zdziwi Was szeroki uśmiech baristy (który to jest raczej rarytasem wśród rodowitych berlińczyków;)) – pochodzi on z Izraela i uwielbia Polskę (a w szczególności Kraków).

Dots nie jest wegańską knajpą – jest to raczej standardowa kawiarnia, która pomyślała o osobach na diecie bezglutenowej. Zjecie więc tu bezglutenowe śniadanie w formie wytrawnych pankejków z bekonem, syropem klonowym i rozmarynem, a w wersji bezmięsnej z owocami i syropem klonowym. Jest także (jakże by inaczej) pudding chia oraz chlebek bananowy.

Kawa w Dots jest znośna, w sam raz do śniadania, ale smakiem nie powala. Za to powala filiżanka kawy z Five Elephant, palarni do której dostaniecie się z Dots w 9 minut autobusem i zaledwie 13 minut spacerkiem. Five Elephant to dla mnie kwintesencja Berlina. Zaparowane okna, a za nimi, w klimatycznym pomieszczeniu ludzie – zaczytani, zagadani, zgromadzeni wokół dużego drewnianego stołu i paru mniejszych ukrytych głebiej w lokalu. Ja jednak sięgnęłam po Zeit Campus i uciekłam na zewnątrz, by nacieszyć się ostatnimi promieniami jesiennego słońca.  O tym miejscu nie trzeba się rozpisywać. Tu po prostu trzeba napić się kawy!

Po dobrej kawie, czas na zwiedzanie! W okolicach stacji metra Bernauer Straße, na Invalidenstraße, znajdziecie cudowny paleo sklep i bistro Simply Keto, a po drodzę można się przejść wzdłuż pomnik Muru Berlińskiego.

Simply Kato to nie jest standardowa klimatyczna, berlińska kawiarnia, ale niewątpliwie jest to raj dla każdego bezglutenowca i osób na diecie paleo. Znajdziecie tu sklepik z bezcukrowymi czekoladami, masłami orzechowymi i paleo czekoladami na gorąco. Oprócz tego jest część restauracyjna – zjecie tu bezglutenowe gofry na śniadanie, a na obiad paleo tortillę. Koniecznie spróbujcie także ich pieczywa! Paleo bajgle, bagietki i bułeczki z mąki kokosowej i siemienia lnianego – są miękkie i pyszne nawet na drugi dzień! No i ciasta! Wszystkie bez cukru i glutenu.

 

 

3 dni w Berlinie to stanowczo za mało by odwiedzić wszystkie warte odwiedzenia knajpy (bardzo żałuję, że nie udało mi się zajrzeć do bezglutenowej piekarni Jute Backerei), ale wystarczająco by choć odrobinę poczuć klimat tego miasta. A on, jest dość specyficzny i nie każdemu przypadnie do gustu – ja mam bardzo mieszane uczucia – jestem wielbicielką mniejszych, klimatycznych miast takich jak Porto, Barcelona czy Victoria w Kanadzie, Berlin jest dla mnie stanowczo zbyt awangardowy, ale od strony gastronomicznej jest warty poznania, a to dla mnie wystarczający powód by planować tam kolejny weekend… Tym razem, gdy zrobi się już nieco cieplej!

Wszystkie miejsca:

 

 

 

Artykuł Bezglutenowe podróże, czyli kulinarny Berlin w 3 dni. [przewodnik] pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/kulinarny-bezglutenowy-przewodnik-po-berlinie/feed/ 1 2813
Dyniowe pankejki z sokiem z pomarańczy i karmelizowanym imbirem. https://fillthebowl.pl/dyniowe-pankejki-sokiem-pomaranczy-karmelizowanym-imbirem/ https://fillthebowl.pl/dyniowe-pankejki-sokiem-pomaranczy-karmelizowanym-imbirem/#comments Mon, 10 Oct 2016 06:00:13 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2767 Dzisiaj po raz pierwszy poczułam jesień. I to wcale nie przez pogodę (która to w Barcelonie jest jeszcze całkiem znośna), a przez dynię! No cóż, jej obecność to niewątpliwy znak, że pomimo 18 stopnii za oknem, jesień jednak depcze nam po piętach. Zimne poranki i jeszcze zimniejsze wieczory… Ale wiecie co? Da się to całkiem
Read more

Artykuł Dyniowe pankejki z sokiem z pomarańczy i karmelizowanym imbirem. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Dzisiaj po raz pierwszy poczułam jesień. I to wcale nie przez pogodę (która to w Barcelonie jest jeszcze całkiem znośna), a przez dynię! No cóż, jej obecność to niewątpliwy znak, że pomimo 18 stopnii za oknem, jesień jednak depcze nam po piętach. Zimne poranki i jeszcze zimniejsze wieczory… Ale wiecie co? Da się to całkiem przyjemnie przeżyć! Dyniowe pankejki są jednym ze sposobów!

Musicie jednak wiedzieć, że dynia nie była moją miłością od pierwszego wejrzenia. Pewnie każdy z Was ma takie warzywo, na którego widok dostaje gęsiej skórki. Bardzo długo miałam tak właśnie z warzywną królową jesieni, a jedynym dniem w roku gdy ją kupowałam było Halloween. To były czasy wczesnej młodości, gdy blendera używałam dosłownie od święta, a dynia kojarzyła mi się z mdłą zupą-krem, którą czasem sobie fundowałam na uczelnianej stołówce. Bardzo się cieszę, że ten niesmaczny czas mam już za sobą, bo dynia to prawdziwe cudo natury! W dalszym ciągu nie jestem fanką samego jej smaku, ale uwielbiam ją za elastyczność i łatwość łączenia z innymi smakami – zarówno słonymi jak i słodkimi. Dzisiaj wersja na słodko! Zapachniało nią dzisiaj w całym mieszkaniu, a do tego poczuliśmy również zapach świeżo wyciskanej pomarańczy i smażonego imbiru. To wszystko podane w mojej ulubionej, pankejkowej formie!  Uwierzcie mi, z takimi zapachami jesień jest całkiem przyjemna!

Dzisiejsze pankejki są zarówno wegańskie jak i bezglutenowe. Polecam użyć do nich patelni teflonowej bo pankejki te są bardzo wybredne – z byle jaką patelnią się nie polubią!

Przyznam, że to najlepsze placuszki jakie do tej pory robiłam. Obiecuję, że się w nich zakochacie! Są mięciutkie, ale lekko chrupiące zarazem. Słodkie, ale nie mdłe za sprawą imbiru. Oh, są po prostu boskie i ręczę za nie własnym nożem!

Dyniowe pankejki z sokiem z pomarańczy i karmelizowanym imbirem.


Składniki:

  • 130g puree z dyni (ok. 1/2 szklanki po nutelli)
  • 1 łyżka stewii z erytrytolem
  • 1/3 szklanki mleka kokosowego
  • 1/3 szklanki soku z pomarańczy
  • ok. 100g mąki ryżowej
  • 3 łyżki mąki/skrobii z tapioki
  • 1 łyżka rozpuszczonego oleju kokosowego
  • 1 łyżeczka bezglutenowego proszku do pieczenia
  • spora szczypta soli
  • Dodatkowy olej kokosowy do smażenia

Karmelizowany imbir

  • 12g (łyżka) startego korzenia imbiru
  • 1/2 łyżeczki stewii z erytrytolem
  • pare kropel oleju kokosowego do natłuszczenia patelni

Do podania

  • orzechy włoskie
  • syrop z agawy/ syrop klonowy

Sposób przygotowania

  1. Puree dyniowe* mieszamy z mlekiem kokosowym, sokiem z pomarańczy, 1 łyżką stewii z erytrytolem, 1 łyżką oleju kokosowego, proszkiem do pieczenia, solą i mąką (ryżową i z tapioki).
  2. Imbir dokładnie myjemy (można wręcz wyszorować szczoteczką) i trzemy na tarce (można na dużych oczkach). Rozgrzewamy patelnię (najlepiej malutką) z odrobiną oleju kokosowego (2-3 kropelki wystarczą). Odmierzoną łyżkę imbiru umieszczamy na rozgrzanej patelni i smażymy na średnim ogniu ok. minuty. Ściągamy patelnię z palnika i posypujemy stewią z erytrytolem. Imbir dodajemy do masy dyniowej.
  3. Patelnię rozgrzewamy z dodatkiem oleju kokosowego (w zależności od potrzeby, skraplam patelnię przed każdym smażeniem). Placki smażymy z każdej strony, aż do zarumienienia.
  4. Podajemy polane syropem z agawy lub syropem klonowym i koniecznie posypane orzechami włoskimi!

*Aby przygotować puree dyniowe wystarczy upiec dynie w piekarniku, aż będzie miękka (u mnie było to ok. 30 minut w 170C). Pozbywamy się pestek, wyciągamy miąższ i miksujemy go na puree. Gotowe!

Artykuł Dyniowe pankejki z sokiem z pomarańczy i karmelizowanym imbirem. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/dyniowe-pankejki-sokiem-pomaranczy-karmelizowanym-imbirem/feed/ 6 2767
10 kawiarni w Barcelonie, które warto znać. https://fillthebowl.pl/10-kawiarni-barcelonie-ktore-warto-znac/ https://fillthebowl.pl/10-kawiarni-barcelonie-ktore-warto-znac/#comments Fri, 30 Sep 2016 13:30:54 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2663 Za każdym razem, gdy wyjeżdzam na dłużej poza Warszawę, swoją przygodę zaczynam od poszukiwań… najlepszej kawy w mieście! Mogę zrezygnować z lodów, pieczywa i alkoholu, ale nie wyobrażam sobie życia bez dobrej kawy. W sumie nawet nie o samą kawę chodzi a o pewnego rodzaju rytuał – uwielbiam zapach świeżo palonej kawy o poranku, do tego
Read more

Artykuł 10 kawiarni w Barcelonie, które warto znać. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Za każdym razem, gdy wyjeżdzam na dłużej poza Warszawę, swoją przygodę zaczynam od poszukiwań… najlepszej kawy w mieście! Mogę zrezygnować z lodów, pieczywa i alkoholu, ale nie wyobrażam sobie życia bez dobrej kawy. W sumie nawet nie o samą kawę chodzi a o pewnego rodzaju rytuał – uwielbiam zapach świeżo palonej kawy o poranku, do tego przyjemny, kawiarniany gwar i widok ludzi, zaczytanych, zapracowanych, zamyślonych, daje mi energię do pracy na cały dzień!

Gdy przyjechałam do Barcelony byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tutejszych kawiarni. Te, które odwiedzałam nie powalały na kolana, a te, które odwiedzić chciałam były zamkniętę (sierpień to miesiąc wakacyjny, w którym sporo nieturystycznych punktów gastronomicznych jest zamkniętych).  Kultura picia kawy w Barcelonie jest dość nowym zjawiskiem zapoczątkowanym przez Jordi’ego, który w 2014 roku otworzył w Barcelonie palarnie Nømad Coffee. Od tego czasu niezależne kawiarnie i palarnie kawy, niczym grzyby po deszczu, wyrastają w różnych zakątkach miasta. W Barcelonie mieszkam od 2 miesięcy i już zdążyłam zostać świadkiem otwarcia nowego lokalu Syra Coffee w Eixample. Kto wie, może za parę lat Barcelona stanie się nową kawową stolicą Europy?

Dzisiaj serwuję Wam subiektywny przewodnik po kawiarniach w Barcelonie. Wyselekcjonowałam dla Was 10 kawiarni, które skradły moje serce lub sprawiły, że praca stała się przyjemniejsza. Znajdziecie w nim zarówno kawiarnie do których warto się przejść ze względu na znakomitą kawę (np. SlowMov, Syra, Nomad, Satan’s), takie w których miło się przesiaduje, ale kawa niekoniecznie jest doskonała (Cometa), oraz takie, które są idealne dla digitalowych nomadów i freelancerów, którzy poszukują dogodnych warunków do pracy (Skye Coffee co.). Niech ten przedownik będzie dla Was wskazówką, nie wyrocznią. Każdy z nas ma inne kubki smakowe, inne preferencje i oczekiwania.

1. SlowMov

na kawę z ekpresu i alternatywy.

Wstyd się przyznać, ale SlowMov odkryłam jako ostatnie – od razu poczułam, że się polubimy i że to miejsce powinno znaleźć się w moim barcelońskim, kawowym przewodniku. Nie sądziłam jednak, że to ta kawiarnia wyląduje na samym czele listy, ale to nic. Lubię takie niespodzianki!

SlowMov ukryte w klimatycznej części Gràci jest dokładnym odzwierciedleniem moich wyobrażeń o kawiarni idealnej. Znajdziecie tu mnóstwo (nie tylko kulinarnych) książek (tak, to bardzo istotny dla mnie aspekt – książki dodają wg. mnie +10pkt do klimatyczności miejsca), internet, duży drewniany stół oraz oczywiście kawę, wypalaną na tyłach kawiarni w palarni zwanej “Locomotive”. Napijecie się tutaj zarówno kawy z chemexu jak i z ekspresu (jedno z lepszych cortado jakie piłam w Barcelonie!). Zjecie tu także bezglutenowe ciastko (glutenowe też są dostępne;)), oraz przekąski w formie jogurtu czy sałatek. Jest jeszcze jeden powód by pokochać do miejsce – ludzie, czyli Carmen oraz François. To oni witają każdego z wielkim uśmiechem na twarzy, a pasja do tego co robią, zaangażowanie i ogromny entuzjazm sprawiają, że tego miejsca nie chce się opuszczać. Przesympatyczna Carmen, pochodząca z Katalonii, sztuki parzenia kawy uczyła się w Paryżu pod okiem francuskiego konosera kawy Antoine Nétien. Zafascynowana filozofią Slow Life postanowiła połączyć swoje dwie pasje – do kawy i wolnego życia co zaowocowało SlowMov. Co tu dużo mówić. Tutaj poczujecie się jak w domu, a do tego napijecie się perfekcyjnej kawy.

Informacje praktyczne:
Adres: Carrer de Luis Antúnez 18 (najbliższa stacja metra: Diagonal lub Renfe: Gracia)
Godziny otwarcia: pon-pt (09:00 – 18:00), sb (10:00-14:30)
Facebook: https://www.facebook.com/SlowMov

2. Syra Coffee (Gracia i Eixample)

Na kawę z ekspresu, na wynos.
Syra (Gracia)

Nie musiałam długo myśleć jaka kawiarnia powinna znaleźć się na podium. Syra przypomina mi moje ulubione, warszawskie Cophi (o którym możecie przeczytać o tu). W szczególności ta zlokalizowana w klimatycznej dzielnicy Gràcia, która skradła moje serce od pierwszego wejrzenia, a raczej, od pierwszego spróbowania. To jedna z tych kawiarni, do których wraca się nie tylko po kawę, ale także po uśmiech, którego na twarzach baristów nigdy nie brakuje. Sama kawiarnia jest bardzo mała, nie jest to miejsce do którego można się wybrać na długie rozmowy przy kawie ze znajomym, ciężko też tutaj popracować – ze względu na brak internetu i stolików jest to raczej niemożliwe. Jeśli jednak nie lubicie pić kawy w biegu czy na stojąco, możecie usiąść na ławeczce w – środku, lub na zewnątrz. Teraz najważniejsze – kawa! A ta tutaj tylko i wyłącznie z ekspresu… Ale za to jest doskonała! Syra używa ziaren jednej z lepszych palarni w Barcelonie (Nomad), ale przede wszystkim wie jak odpowiednio ją przygotować – mleko nigdy nie jest przegrzane, a kawa ma przyjemny orzechowy posmak. Syra stała się częścią mojego weekendowego rytuału, gdy bez pośpiechu mogę pospacerować z kawą w ręku po Gràci, albo usiąść na ławeczce na pobliskim skwerku (Placa de la Revolucio) i rozkoszować się kawą. Polecam wszystkim mieszkającym w okolicy, a także tym, dla których kawa to doskonały pretekst do spaceru!

Syra (Eixample)

Informacje praktyczne:
Adres (Gracia): Siracusa 13 (najbliższa stacja metra: Diagonal lub Renfe: Gracia)
Godziny otwarcia: pon-pt (9:00-13:00; 15:00-17:30), sb (11:00-13:00; 15:00-16:30)
Adres (Eixample): Passatge de Pla, 11 (najbliższa stacja metra: Girona)
Godziny otwarcia: wt-pt (9:00-13:00; 14:00-17:00), sb (11:00-15:00)
Facebook: https://www.facebook.com/syracoffeebcn/

3. Satan’s Coffee Corner (Barrio Gótico)

Na dobrą kawę z ekspresu i alternatywy.

Satan’ów jest dwóch – jeden w Eixample, drugi w centrum barcelońskiego Starego Miasta Barrio Gótico. Postanowiłam ich traktować osobno, bo oprócz nazwy, właściciela i ziarenek kawy, te dwie miejscówki różni bardzo wiele.

Znacie to uczucie, gdy w jakimś miejscu czujecie się „jak u siebie”? Ja tak miałam z Szatanem. Była to pierwsza kawiarnia jaką odwiedziłam w Barcelonie i od razu zrobiła na mnie dobre wrażenie, a dokładniej: ciekawy wystrój, szatański branding, jeszcze ciekawsza kuchnia (japońskie fusion, któremu na pewno poświęcę nieco więcej uwagi w osobnym wpisie), profesjonalna, ale zarazem sympatyczna obsługa i dobra, a nawet znakomita kawa. Bardzo szybko też odkryłam dlaczego czuję się tutaj jak w domu – kawę serwuje tutaj były barista mojej ukochanej, krakowskiej Karmy, w której swego czasu byłam stałym bywalcem (bardzo długo się głowiłam kogo mi on przypomina;)). To właśnie dzięki niemu można zaznać tutaj polskich akcentów, między innymi, w postaci Władcy Kół (Waglewskie, Fisz, Emade) lecącego z głośników. Satan’s to miejsce, które zwraca na siebie uwagę konsekwencją. To miejsce zostało stworzone do delektowania się dobrą kawą – z dobrą muzyką w tle, za to bez internetu i krzyczących dzieci. Nie znajdziecie tutaj kawy bezkofeinowej, ale za to kawę z lokalnej palarni, którą właściciel przywozi na doczepionym do roweru wózku owszem! Kawa używana w ekspresie jest zmienna, ale zawsze informacja o obecnie używanej jest wywieszona na ścianie – można poczytać o jej pochodzeniu i aromacie. Oprócz kawy z ekspresu dostępne są kawy parzone alternatywnie.

Informacje praktyczne:
Adres: Carrer de l’Arc de Sant Ramon del Call, 11 (najbliższa stacja metra: Liceu lub Jaume I)
Godziny otwarcia: czw-sb (8:00-18:00), nd (10:00-18:00)
Facebook: https://www.facebook.com/SatansCoffeeCorner

4. SKYE Coffee co.

Do pracy z laptopem przy kawie z ekspresu.

Lubicie industrialne wnętrza? Koniecznie odwiedźcie Skye Coffee co.! Ten srebrny coffee truck – citroen HY z 1972 roku, zlokalizowany we wnętrzu byłego magazynu, ogromny drewniany stół, a w tle rowery zadowolą każdego miłośnika industrialnych wnętrz i minimalizmu.

Miejsce to zostało stworzone przez Skye – projektantkę wnętrz/architekt, której firma ma swoje biuro w tyłach hali. Skye Coffee zlokalizowany w Poblenou to nie tylko zdumiewające wnętrze – oprócz tego jest tu bardzo dobra kawa z lokalnej palarni (Right Side Coffee Roasters), a do tego całkiem spory wybór mleka wegańskiego, którymi bariści potrafią prawidłowo operować (bardzo często mleka wegańskie są nieprawidłowo spieniane przez co nie tylko się nie pienią, ale też warzą się w kawie) – do wyboru jest mleko owsiane i migdałowe. Znajdziecie też tu wszystko co niezbędne do pracy – doskonale działający internet (jak na barcelońskie warunki to wręcz fenomenalnie), sporą ilość gniazdek i dużo przestrzeni. Można tu przesiadywać i pracować godzinami – jeszcze nigdy nie miałam okazji pracować w tak dogodnych warunkach – oprócz tego, że internet zawsze śmiga bez zarzutów, jest tu wyjątkowo cicho – nie ma muzyki, każdy siedzi wpatrzony w ekran swojego laptopa lub spokojnie delektuje się kawą. Zgłodnieliście? Nic nie szkodzi! Małego głoda zabijecie owsianką lub deserkiem z nasion chia. Jedyne na co trzeba uważać to godziny otwarcia – bywa, że przestrzeń wynajmowana jest pod sesje fotograficzne, a kawiarnia informuje o tym fakcie na Instagramie.

Informacje praktyczne:
Adres: Carrer Pamplona 88, 08018 Barcelona (najbliższa stacja metra: Bogatell)
Godziny otwarcia: pon-pt, 09:00 – 17:00
Facebook: https://www.facebook.com/syracoffeebcn/

5. Nømad Coffee

Na alternatywę, kawę z ekspresu, na wynos i do posiedzenia.
Nømad Roaster’s Home
Nømad Roaster’s Home

Śmiało można powiedzieć, że to właśnie właściciel Nømad Coffee rozpoczął kawową rewolucję w Barcelonie. Jordi swoją przygodę z kawą zaczynał we wschodnim Londynie, a dokładniej w Nude Espresso. To tam zgłębił tajniki palenia kawy, a nabytą wiedzę przywiózł do Barcelony, gdzie w 2014 otworzył Nomad Coffee rozpoczynając tym samym prawdziwą kawową rewolucję. Nømad to trzy miejsca:  Nømad Roaster’s Home, czylli palarnia w której napijecie się również kawy na wynos, Nømad Coffee Lab & Shop, czyli sklep i miejsce na szybką kawę (z ekspresu i alternatywy) oraz Nømad Every Day, gdzie nie tylko napijecie się kawy (a jest z czego wybierać – nitro tap, cold brew, alternatywy i kawa z ekpresu), ale także zjecie małe co nieco przy dużym, drewnianym stole. To miejsce od którego każdy kawowy geek powinien zacząć swoją wycieczkę po stolicy Katalonii. To miejsce od którego wszystko się zaczęło i które po prostu powinno się odwiedzić.

Nømad Coffee Lab & Shop

Informacje praktyczne:
Adres (Nømad EVERY DAY): Carrer Riereta 15, Barcelona (najbliższa stacja metra: Sant Antoni)
Godziny otwarcia: pon-pt (8:30-17:30), sb-nd (10:00-17:00)
Adres (Nømad Coffee Lab & Shop): Passatge Sert, 12, Barcelona (najbliższa stacja metra: Urquinaona)
Godziny otwarcia: pon-pt (8:30–17:30)
Adres (Nømad Roaster’s Home): Carrer de Pujades, 95 (najbliższa stacja metra: LLacuna)
Facebook: https://www.facebook.com/nomadcoffeeproductions/

6. Satan’s Coffee Corner (Eixample)

Na kawę z ekspresu i alternatywy. Na wynos i na miejscu. Do pracy z laptopem.

Zlokalizowany w 4-gwiazdkowym hotelu Casa Bonay Satan’s całkowicie różni się od swojego odpowiednika z Barrio Gótico, co wcale nie oznacza, że kawa jest tu gorsza – wręcz przeciwnie, jest równie znakomita.

Ten lokal jest jednak zupełnie inny – wystrój bardziej nowoczesny, klimat bardziej miejski, nastawiony na szybką konsupcję. Nie ma tutaj kuchni, ale w ofercie znajdziecie jogurty i owsianki – zamknięte w plastikowych pojemniczkach przygotowanych na wynos. Mimo wszystko, Satan’s ten ma też swój klimat, a dodatkowego uroku dodaje mu zwisający z sufitu bluszcz i inne soczyście zielone rośliny. Napijecie się tutaj wszelakich alternatyw i schłodzicie doskonałym Cold Brew. Na odważnych czeka prawdziwa, super kwaśna Kombucha. W tej lokalizacji jest dostępne WiFi (z Casa Bonay), co sprawia, że jest to całkiem przyjemne miejsce do pracy. Dodatkowo, zazwyczaj nie przesiadują tutaj tłumy – ludzie raczej wpadają na kawę na wynos, jest więc w miarę cicho i przestronnie.

Informacje praktyczne:
Adres: Gran Vía de les Corts Catalanes 700 (najbliższa stacja metra: Tetuan)
Facebook: https://www.facebook.com/SatansCoffeeCorner

7. Onna’s Coffee

Do pracy, na kawę z ekspresu i alternatywy.

Onna’s Coffee to urocza miejscówka położona w Gràci, w której zazwyczaj ląduję gdy Syra jest zamknięta. Onna’s jest dość ciasna, wnętrze nieco zimne i ciemne, ale za to obsługa zawsze miła i uśmiechnięta. Króluje tutaj kawa z Kostaryki, kraju pochodzenia założycielki kawiarni – Anahí Páez, ale nie tylko – znajdziecie tutaj także inne kawy, a za każdą z nich kryje się jakaś historia, o której chętnie opowie Wam obsługa. To miejsce polecam w szczególności na alternatywy – wychodzą obsłudze dużo lepiej niż kawa z ekpresu, chociaż i ta ostatnia do złych nie należy. Onna’s nie jest moim ulubionym miejscem – jak dla mnie wystrój jest zbyt zimny, a światła dziennego za mało. Nie podobają też mi się mało klimatyczne kanapy i raczej staroświeckie stoliki. Nie przyszłabym tutaj posiedzieć z książką, ale z laptopem już tak za sprawą darmowego i sprawnie działającego internetu. Oprócz kawy w ofercie znajdziecie ciastka (ponoć bardzo dobre, jednak w większości z glutenem) i bardzo dobre sałatki.

Informacje praktyczne:
Adres: Carrer de Santa Teresa 1 (najbliższa stacja metra: Diagonal)
Godziny otwarcia: pon-pt, 08:00 – 19:30, sb-nd (09:00-19:30)
Facebook: https://www.facebook.com/onnacoffee

8. Hidden Café Barcelona

Do pracy z laptopem, na alternatywę i przyjemną atmosferę.

Hidden Café to miejsce z potencjałem, któremu jeszcze wiele do ideału brakuje. Ale, potencjał to już całkiem sporo!

Hidden Café swoją nazwę zawdzięcza chyba lokalizacji – ciężko się tutaj dostać komunikacją miejską – dotarcie zarówno z przystanku autobusu jak i metra zajmuje ok. 10-15 minut. Nie jest też to miejsce, dla którego warto przejechać pół Barcelony, ale niewątpliwie jest to miejsce, które warto odwiedzić będąc/mieszkając w okolicy. Hidden polecam na kawę z chemexu, aeropressa lub inne alternatywy. Kawiarnia ma w ofercie naprawdę dobre kawy zarówno z lokalnych jak i europejskich palarni (The Barn). Niestety załoga nie radzi sobie z mlekiem wegańskim, które zostało przegrzane zamieniając moje cappuccino w zwykłą kawę z mlekiem. Normalnie wykluczyłoby to taką kawiarnie z mojej listy „miejsc na kawę”, ale nie tym razem – powiadomiona o tym obsługa bardzo się przejęła, na tyle, że przez parę minut właściciel (swoją drogą, przemiły!) przeglądał mojego Instagrama w celach edukacyjnych (pokazywałam mu przykłady cappuccino na mleku owsianym/migdałowym), przegadał wszystko z załogą i obiecał poprawę.

Można tu wpaść na śniadanie, lunch, brunch (mają w ofercie bezglutenowe pieczywo, sałatki i raw batony) czy popracować z komputerem, szczególnie jeśli jesteście akurat obok. Jest po prostu miło.

Informacje praktyczne:
Adres: C/ Constança esquina Déu i Mata, (najbliższa stacja metra: Maria Cristina)
Godziny otwarcia: pon-pt (08:00 – 20:30), sb (09:00-20:30), nd (09:30-14:30)
Facebook: https://www.facebook.com/hiddencafebarcelona

9. Café Cometa

na kawę z ekspresu, latte smakowe, do posiedzenia z książką.

To jedna z tych kawiarni, które albo się kocha, albo nienawidzi. Ja mam niestety bardzo mieszane uczucia i na pewno nie jestem fanką, ale ze względu na bardzo fajny klimat tego miejsca nie mogłam go pominąć.

Cometę odwiedziłam parę razy i zawsze coś było nie tak – albo zapomniano o mojej kawie, albo obsługa była wyjątkowo niemiła… Ale jednak jest coś w tym miejscu, że wracam chociaż ichniejsza kawa do najlepszych nie należy. Jest dostępny dobrze działający internet, ale niestety, pracowanie przy stolikach znajdujących się na zewnątrz lub w głównym pomieszczeniu kawiarni jest niemile widziane. Do pracy z laptopem jest przeznaczona przestrzeń na górze – pozbawiona światła naturalnego i świeżego powietrza. Nie da się raczej w przestrzeni „coworkingowej” zbyt długo wysiedzieć i chyba właśnie o to właścicielom kawiarni chodziło. Jednak sama kawiarnia jest przyjemna. Po prostu. Można usiąść z książką lub przyjacielem, zjeść lunch i popić kawą z ekspresu lub cold brew. Niestety nie mają w ofercie bezglutenowych ciast, ale są za to pyszne sałatki! To miejsce spodoba się odobom, które lubią kawy smakowe – dostępne jest latte karmelowe i kawa mrożona z Barleys. Wieczorami można wpaść na piwo i przekąski.

Informacje praktyczne:
Adres: Parlament 20 (najbliższa stacja metra: Poble Sec)
Godziny otwarcia: pon-czw, 09:00 – 23:00, pt (09:00-01:00), sb (10:00-01:00), nd (10:00-23:00)
Facebook: https://www.facebook.com/CafeCometa

10. Federal

Do pracy z laptopem.

Federal nie jest jednym z tych klimatycznych miejsc, w których właściciel uśmiecha się do Ciebie gdy tylko przekraczasz próg kawiarni. To sieciówka, która dotarła już nawet do Madrytu (oprócz tego znajduje się w dwóch miejscach w Barcelonie: Barri Gòtic i Sant Antoni, Valenci, niebawem otworzy się także w Gironie). Normalnie nie polecałabym sieciówki, gdyby nie to, że jest to jedno z niewielu miejsc (oprócz Skye), gdzie można spokojnie popracować z laptopem. W szczególności na parterze, gdzie w wysokiej szafie ukryte są gniazdka eletryczne, a internet działa dużo sprawniej niż na pierwszym piętrze. Kawa jest tutaj poprawna, obsługa raczej niemiła, jedzenie w miarę ok, ale pracuje się tutaj naprawde sympatycznie, więc polecam wszystkim digitalowym nomadom!

Informacje praktyczne
Adres: Carrer del Parlament, 39 (najbliższa stacja metra: Sant Antoni)
Godziny otwarcia: pon-czw (08:00 – 23:00), pt (08:00-01:00), sb (09:00-01:00), nd (09:00-17:30)
Facebook: https://www.facebook.com/federal-café-barcelona

Inne miejsca

W Barcelonie jest sporo restauracji oferujących kawę na mleku roślinnym. Moje ulubione to CaravelleThe Juice House i Flax and Kale. W każdym z tych trzech miejsc znajdziecie dobrą kawę i jeszcze lepsze jedzenie, a także darmowe WiFi. Nie są to jednak kawiarnie, a raczej brunchownie/restauracje, dlatego też nie ujęłam ich w rankingu, ale z tych trzech w szczególności polecam Caravelle – wypiłam tam niejedną kawę i każda była znakomita.

Artykuł 10 kawiarni w Barcelonie, które warto znać. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/10-kawiarni-barcelonie-ktore-warto-znac/feed/ 3 2663
Pieczone awokado z pomidorowo-fasolową salsą i wegańskim serem. https://fillthebowl.pl/pieczone-awokado-pomidorowo-fasolowa-salsa-weganskim-serem/ https://fillthebowl.pl/pieczone-awokado-pomidorowo-fasolowa-salsa-weganskim-serem/#respond Sun, 18 Sep 2016 06:30:06 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2686 Macie takie produkty spożywcze, bez których po prostu nie jesteście w stanie funkcjonować? A gdy zabraknie ich w lodówce, czujecie się nieswojo, niepewnie, nosi Was po domu, bijecie się z myślami czy aby na pewno nie odwiedzić pobliskiego sklepu by zmienić ten stan rzeczy… Znacie to? Ja mam tak z awokado. Należy do moich warzywno-owocowych
Read more

Artykuł Pieczone awokado z pomidorowo-fasolową salsą i wegańskim serem. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Macie takie produkty spożywcze, bez których po prostu nie jesteście w stanie funkcjonować? A gdy zabraknie ich w lodówce, czujecie się nieswojo, niepewnie, nosi Was po domu, bijecie się z myślami czy aby na pewno nie odwiedzić pobliskiego sklepu by zmienić ten stan rzeczy… Znacie to? Ja mam tak z awokado. Należy do moich warzywno-owocowych faworytów od dawna, ale to w Hiszpanii totalnie na niego zachorowałam. Ciepły klimat (i fakt, że hiszpanie wiedzą jak prawidłowo przechowywać awokado) sprawia, że praktycznie zawsze, bez problemu można znaleźć ten dojrzały owoc, praktycznie w każdym sklepie z warzywami.  Idealnie miękki, zielony w środku, kremowy w smaku… Uwierzcie mi, że łatwo można się uzależnić!

Na co dzień awokado ląduje na moim omlecie – plasterki awokado i szczypta soli to mój prawdziwy comfort food, od święta robię z niego czekoladowy krem do smarowania, ale ostatnio przekonałam się także do wersji pieczonej i to tę przygotowałam dzisiaj dla Was! Jestem zwolenniczką awokado w wersji nieprzetworzonej, ale wspomniana pieczona forma jest idealnym sposobem na ciepły, sycący i szybki lunch! Awokado robi się miekkie pod wpływem ciepła dzięki czemu można zanurzyć w nim chrupiącego nachosa… A do tego ciągnący się (lub w niektórych przypadkach chrupiący;)) ser, odrobina wegańskiego jogurtu (szczególnie dobrze się sprawdza, gdy podkręcimy pomidorowo-fasolową salsę ostrą papryką) i kolendra!

Pieczone awokado z pomidorowo-fasolową salsą i wegańskim serem


Składniki:

  • ok. 10 pomidorków koktajlowych
  • 1/2 średniej cebuli czerwonej
  • 4 małe awokado (130g jedno)*
  • 100g fasoli azuki z puszki (można zastąpić zwyklą czerwoną)
  • potarty ser wegański lub zwykły (użyłam sera z migdałów)
  • oliwa z oliwek
  • 1 limonka
  • Świeża kolendra
  • sól himalajska, sproszkowana słodka papryka, sproszkowna ostra papryka (można pominąć)

*można użyć większego, ale wtedy farszu starczy na ok. 3 awokado

Do podania

  • nachosy
  • jogurt wegański lub Crème fraîche

Sposób przygotowania

  1. Nagrzewamy piekarnik do 175C (najlepiej termoobieg z górną grzałką).
  2. Awokado przekrajamy wzdłuż na pół, wyciągamy pestkę (jeśli awokado jest dojrzałe to pestka wyjdzie praktycznie sama). Jeśli pestki są małe i w związku z tym pozostałe po nich wgłębienia również, powiększamy je nieco wyciągając łyżeczką odrobinę miąższu awokado. Przekrojone awokado układamy na blaszce miąższem do góry. Posypujemy lekko solą i słodką papryką.
  3. Fasolę odsączamy z nadmiaru wody. Cebulę i pomidorki kroimy w kosteczkę, mieszamy w misce wraz z fasolą. Dodajemy 1 łyżkę soku z limonki, 1 łyżkę posiekanej kolendry, 1 łyżkę oliwy z oliwek, szczyptę soli oraz szczyptę ostrej papryczki w proszku (opcjonalnie). Mieszamy.
  4. Każde awokado wypełniamy salsą (na małe awokado przypada 1 łyżka salsy) i posypujemy wegańskim serem.
  5. Wkładamy do piekarnika i pieczemy, aż ser się rozpuści lub zrobi się chrupki* – ok. 15 minut w 175C.
  6. Jeśli lubimy chrupać, awokado można również posypać posiekanymi orzeszkami ziemnymi.
  7. Przed podaniem lekko skraplamy limonką, posypujemy sproszkowaną słodką papryką i świeżą kolendrą.

*Niektóre sery wegańskie (w tym mój) nie topią się tylko robią się chrupiące

Artykuł Pieczone awokado z pomidorowo-fasolową salsą i wegańskim serem. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/pieczone-awokado-pomidorowo-fasolowa-salsa-weganskim-serem/feed/ 0 2686
Kukurydziane arepy z awokado, masłem orzechowym i kozim serem. https://fillthebowl.pl/kukurydziane-arepy-awokado-maslem-orzechowym-kozim-serem/ https://fillthebowl.pl/kukurydziane-arepy-awokado-maslem-orzechowym-kozim-serem/#respond Tue, 13 Sep 2016 11:52:51 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2672 Ciężko się wraca po tak długiej przerwie, ale gdy się już tego dokona, to uczucie jest wspaniałe. Przez ostatnie dwa miesiące totalnie zapomniałam o gotowaniu – omlet, sałatka, banan – tak mniej więcej wyglądała moja dieta. Codziennie gdzieś wychodziłam, poznawałam nowych ludzi i było wspaniale, ale jednak czegoś brakowało… Na szczęście stosunkowo szybko zrozumiałam czym
Read more

Artykuł Kukurydziane arepy z awokado, masłem orzechowym i kozim serem. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Ciężko się wraca po tak długiej przerwie, ale gdy się już tego dokona, to uczucie jest wspaniałe. Przez ostatnie dwa miesiące totalnie zapomniałam o gotowaniu – omlet, sałatka, banan – tak mniej więcej wyglądała moja dieta. Codziennie gdzieś wychodziłam, poznawałam nowych ludzi i było wspaniale, ale jednak czegoś brakowało… Na szczęście stosunkowo szybko zrozumiałam czym jest to „coś” ;).

Dziś powracam nie tylko do blogowania, nie tylko do sesji znad wiślańskiej, warszawskiej plaży, ale także do pewnego zimowego dnia w San Francisco, gdy po raz pierwszy spróbowałam wenezuelskich, kukurydzianych bułeczek (a raczej grubych placków) zwanych arepami. Wypchane dużą ilością awokado i czerwonej fasoli, od razu skradły moje serce. Tradycyjne arepy przygotowuje się z białej mąki kukurydzianej (masarepa), ale możecie także przygotować ze zwykłej.

KUKURYDZIANE AREPY Z AWOKADO, MASŁEM ORZECHOWYM I KOZIM SEREM.


Składniki:

Arepy

  • 230g mąki kukurydzianej
  • 310ml ciepłej wody
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki oleju (olej kokosowy lub masło ghee)

Farsz

  • 1/2 szklanki fasoli czerwonej z puszki
  • 1/3 czerwonej cebuli
  • 1 duże (i dojrzałe) awokado
  • masło orzechowe
  • 4 małe plastry koziego sera* (lub 2 duże przedzielone w pół)
  • 1/3 limonki
  • 4 pomidorki koktajlowe
  • wędzona papryka (słodka)
  • parę listków kolędry (można pominąć)
  • sól

*można zastąpić innym serem, także wegańskim

Sposób przygotowania

AREPA

Mąkę łączymy z solą i wodą. Powstała masa powinna dać się formować. Dzielimy masę na 4 lub 5 mniejszych porcji. Formujemy kulkę, spłaszczamy na placek i smażymy na rozgrzanej z olejem patelnii z obu stron (aż do zarumienienia). Gotową arepę przekładamy na 5 minut do piekarnika, na 175C, dzięki temu będzie jeszcze bardziej chrupiąca (można pominąć).

FARSZ

Fasolkę odsączamy, odmierzamy i podsmażamy na patelni ok. 3-4 minuty. Dodajemy szczyptę papryki wędzonej. Cebulkę kroimy w kostkę. W miseczce łączymy miąższ awokado z cebulką i fasolą, dodajemy przekrojone w pół pomidorki koktajlowe. Dokładnie mieszamy. Na koniec solimy do smaku, doprawiamy słodką, wędzoną papryką(ok. 1/4 łyżeczki) i skrapiamy sokiem z limonki.

PODANIE

Arepy przecinamy, ale nie do końca, tak żeby móc je wypchać w środku. Środek, z jednej strony smarujemy masłem orzechowym, do środka wkładamy kawałek sera i farsz.

 

Artykuł Kukurydziane arepy z awokado, masłem orzechowym i kozim serem. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/kukurydziane-arepy-awokado-maslem-orzechowym-kozim-serem/feed/ 0 2672
Wegańskie lody jagodowe z octem balsamicznym i tahini z solą himalajską {v, bg, sf}. https://fillthebowl.pl/weganskie-lody-jagodowe-octem-balsamicznym-tahini-sola-himalajska-v-bg-sf/ https://fillthebowl.pl/weganskie-lody-jagodowe-octem-balsamicznym-tahini-sola-himalajska-v-bg-sf/#comments Sun, 03 Jul 2016 16:36:56 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2645 Wegańskie lody jagodowe (a właściwie jagodowo-tahiniowe) to jeden z tych „wypadków przy pracy”, które lubię najbardziej. Nie planowałam ich przygotować, nie planowałam w ogóle kupować jagód. Tego poranka nie mogłam się na niczym skupić. Wyszłam więc z domu na spacer, a wróciłam z kilogramem jagód, które trzeba było szybko zagospodarować. Jako, że w przypadki nie
Read more

Artykuł Wegańskie lody jagodowe z octem balsamicznym i tahini z solą himalajską {v, bg, sf}. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Wegańskie lody jagodowe (a właściwie jagodowo-tahiniowe) to jeden z tych „wypadków przy pracy”, które lubię najbardziej. Nie planowałam ich przygotować, nie planowałam w ogóle kupować jagód. Tego poranka nie mogłam się na niczym skupić. Wyszłam więc z domu na spacer, a wróciłam z kilogramem jagód, które trzeba było szybko zagospodarować. Jako, że w przypadki nie wierzę, wiedziałam, że wyczaruję z nich coś pięknego. „Dżem!” pomyślałam. Wzięłam się za jego przygotowanie i tak jakoś wyszło, że dolałam do niego mleka kokosowego. Przypadek? Nie sądzę! Tak właśnie powstały lody, a ocet balsamiczny to już od dawna chodził mi po głowie. Pewnie wielu z Was łapie się w tym momencie za głowę i myśli, że totalnie zwariowałam, żeby wlewać ocet do lodów, ale, ale, on naprawdę jest wspaniały! Dodatkowo podkręca kwaskowatość jagód i jest genialnym dodatkiem, nie bójcie się go!

Lody tahiniowe to już mniejszy przypadek, bo tahini zajmuje w moim życiu dość istotne miejsce, zawsze mam jego zapas w szafce, a lody na bazie tahini robiłam już nie raz – z dodatkiem kawy, z czekoladą, z bananem. Przyszedł czas na sól himalajską, którą niestety ubóstwiam aż nadto. Te dwa smaki przygotowałam zupełnie niezależnie, tahini na próbę, jagodę na przepis. Ale wiecie co? Te dwa smaki są jak masło orzechowe i banan – osobno są dobre, ale podane razem stanowią istny kulinarny orgazm!

Najlepsze rzeczy w kuchni zawsze wychodzą mi, gdy tego w ogóle się nie spodziewam. I chyba właśnie dlatego nie prowadzę kalendarza przepisów, nie planuję, nie zapisuję pomysłów. Walczę z tym od bardzo dawna, ale chyba przestanę. Czasem trzeba się w kuchni wyluzować, dać się ponieść fantazji, poimprowizować, zapomnieć o standardowych połączeniach i wyłączyć na chwile myślenie ; ).

Przepis na te lody możecie też traktować osobno, jako dwa różne smaki, wtedy polecam zwiększenie składników razy dwa. Jednak uprzedzam, to już nie będzie to samo!

Wegańskie lody jagodowe

Wegańskie lody jagodowe z ocetem balsamicznym i tahini z solą


Składniki

Część jagodowa

  • 250g jagód
  • 2 łyżeczki octu balsamicznego
  • 250ml mleka kokosowego lub kokosowej śmietanki*
  • 2 łyżki stewii z erytrytolem
  • 2 łyżki cukru kokosowego
  • 2 łyżki oleju kokosowego

*z mlekiem będą bardziej sorbetowe, ze śmietanką kremowe

Część tahiniowa

  • 60ml tahini
  • 250ml mleka kokosowego
  • 2 płaskie łyżki stewii z erytrytolem
  • 2 łyżki cukru kokosowego
  • szczypta ziarenek soli himalajskiej (można pominąć)

Sposób przygotowania

  1. Tahini podgrzewamy wraz z resztą składników w garnuszku. Podgrzewamy ciągle mieszając, aż wszystkie składniki się ze sobą połączą. Ściągamy z gazu, odstawiamy do ostygnięcia. Przelewamy do słoiczka i wkładamy do zamrażarki na ok. 2-3 godzin. Jeżeli robimy wersję z solą, dodajemy sól i mieszamy.
  2. Po ok. 2-3 godzinach, możemy się zabrać za część jagodową.
  3. Jagody myjemy i wrzucamy do garnka z grubym dnem. Doprowadzamy do zagotowania. Gotujemy ok. 5 minut, aż jagody puszczą wodę. Dodajemy resztę składników i gotujemy kolejne 5 minut. Ściągamy z gazu, odstawiamy do ostygnięcia. Wkładamy do zamrażarki na min. godzinę.
  4. Lody tahini przekładamy do większego pojemnika na lody, za pomocą łyżki do lodów (powinno z tego wyjść 4-5 gałek). Gałki możemy ułożyć, albo na środku, albo z boku. Dookoła lub z boku lodów tahiniowych, przelewamy jeszcze niezamrożone lody jagodowe. Zamykamy pojemnik i wkładamy do zamrażarki na min. 3 godziny.

wegańskie lody jagodowe
Wegańskie lody jagodowe

Artykuł Wegańskie lody jagodowe z octem balsamicznym i tahini z solą himalajską {v, bg, sf}. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/weganskie-lody-jagodowe-octem-balsamicznym-tahini-sola-himalajska-v-bg-sf/feed/ 6 2645
Wegańska pizza ze szparagami, białym sosem i karmelizowaną cebulką. https://fillthebowl.pl/weganska-pizza-ze-szparagami/ https://fillthebowl.pl/weganska-pizza-ze-szparagami/#comments Tue, 28 Jun 2016 19:03:39 +0000 http://fillthebowl.kuchlog.pl/?p=2600 Pizza! Czy jest ktoś kto jej nie lubi? Jeśli tak to to bardzo zazdroszczę – ten włoski przysmak to chyba moja największa zguba. Każdy mój wyjazd do Włoch kończy się grzesznie. Przeżyję wypad do Francji bez świeżej bagietki czy croissant’a, przeżyję USA bez glutenowego, ociekającego tłuszczem burgera, ale wyjazd do Włoch bez pizzy się nie
Read more

Artykuł Wegańska pizza ze szparagami, białym sosem i karmelizowaną cebulką. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Pizza! Czy jest ktoś kto jej nie lubi? Jeśli tak to to bardzo zazdroszczę – ten włoski przysmak to chyba moja największa zguba. Każdy mój wyjazd do Włoch kończy się grzesznie. Przeżyję wypad do Francji bez świeżej bagietki czy croissant’a, przeżyję USA bez glutenowego, ociekającego tłuszczem burgera, ale wyjazd do Włoch bez pizzy się nie liczy! 90% moich glutenowych grzechów to właśnie była włoska pizza. Uwielbiam zarówno taką cienką, jak i grubą, chrupiącą z zewnątrz i miękką w środku. Ostatni mój włoski cheat pamiętam bardzo dokładnie. Było to 2 lata temu, a pizza była tak dobra, że pożarłyśmy ją z siostrą w całości. Na diecie bezglutenowej brakowało mi pizzy bardziej niż pieczywa, dlatego bardzo długo nad nią pracowałam. W końcu, jakiś czas temu wyszedł mi spód idealny i od tego czasu nie ma tygodnia bez pizzy!

Bardzo długo chodziła za mną wegańska pizza ze szparagami. Od razu zobaczyłam ją z białym sosem z nerkowców. Kiedyś pewnie zrobiłabym ją z przyjemnie ciągnącą się mozzarellą. Do tego karmelizowana cebula, która dodaje słodyczy i idealnie komponuje się ze szparagami. Reszta dodatków tak naprawdę zależy od Was – moim ‚must have’em’ jest awokado i pomidorki koktajlowe. Można też dodać pesto i dowolne zielone dodatki (ja dodałam kiełki słonecznika).

Bon Appetit!

 

Wegańska pizza ze szparagami


Składniki

Na sos z nerkowców

  • 70g nerkowców moczonych przez 3-4 godziny
  • 1,5 łyżki soku z cytryny
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 90ml mleka kokosowego (nieco ponad 1/3 szklanki)
  • sól himalajska do smaku

Na cebulę

  • 1 duża czerwona cebula lub dwie średnie
  • 1 płaska łyżeczka oleju kokosowego
  • 1 łyżeczka cukru kokosowego
  • 1 łyżeczka wody
  • szczypta soli

Reszta dodatków (można modyfikować)

  • Ciasto na pizzę z tego przepisu (klik)
  • 6 szparagów
  • 1/2 dojrzałego awokado
  • 5-6 pomidorków koktajlowych lub 5 plasterków większego pomidora

Opcjonalnie:

  • garść kiełków słonecznika
  • pesto
  • wegański ser

Sposób przygotowania

  1. Przygotowujemy spód z tego przepisu.
  2. Składniki na sos łączymy ze sobą w malakserze, aż do powstania jednolitej konsystencji.
  3. Cebulę przekrajamy na pół i kroimy w cienkie plasty. Wrzucamy na rozgrzaną patelnię z olejem kokosowym i smażymy, aż do zarumienienia (ok. 4-5 minut). Posypujemy szczyptą soli, cukrem kokosowym. Dodajemy wodę i smażymy jeszcze pół minuty po czym ściągamy z gazu.
  4. Szparagi myjemy, odkrajamy końcówki, pozostałą część przekrajamy na dwie części. Wrzucamy do gotującej się, osolonej wody i gotujemy przez ok. 4 minuty (powinny być lekko miękkie, ale nadal al dente).
  5. Sos z nerkowców nakładamy na pizzę, na to układamy cebulę, oraz plasterki pomidora (jeśli używamy pomidorków koktajlowych to te dodajemy pod koniec pieczenia). Na cebulę kładziemy szparagi i ewentualnie, wegański ser. Pizzę wsadzamy do piekarnika.
  6. Pieczemy ok. 10 minut w 175C.
  7. Gotową pizzę wyciągamy z piekarnika, dodajemy resztę dodatków i zajadamy!

Artykuł Wegańska pizza ze szparagami, białym sosem i karmelizowaną cebulką. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/weganska-pizza-ze-szparagami/feed/ 4 2600
Jagielnik na zimno z galaretką z truskawkami. https://fillthebowl.pl/jagielnik-zimno-galaretka-truskawkami/ https://fillthebowl.pl/jagielnik-zimno-galaretka-truskawkami/#comments Fri, 17 Jun 2016 16:24:31 +0000 https://fillthebowl.pl/?p=2623 Ostatnie dni rozpieszczają tak bardzo – słońce,  idealna temperatura i truskawki. W takie dni, zaraz po śniadaniu wsiadam na rower, odwiedzam pobliski targ i nie wracam bez łubianki truskawek! Taki mały rytuał, a sprawia, że cały dzień jest bardziej przyjemny. Kupno dużej ilości truskawek zawsze jest motywacją do eksperymentowania – gdy mam ich w domu
Read more

Artykuł Jagielnik na zimno z galaretką z truskawkami. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
Ostatnie dni rozpieszczają tak bardzo – słońce,  idealna temperatura i truskawki. W takie dni, zaraz po śniadaniu wsiadam na rower, odwiedzam pobliski targ i nie wracam bez łubianki truskawek! Taki mały rytuał, a sprawia, że cały dzień jest bardziej przyjemny. Kupno dużej ilości truskawek zawsze jest motywacją do eksperymentowania – gdy mam ich w domu garść to szkoda mi każdej jednej, a gdy truskawek jest parę kilo, to łatwiej puścić wodze fantazji. I tak powstała galaretka, a pod nią kremowy jagielnik.

Z jagielnikiem znamy się stosunkowo od niedawna, a ten na zimno to dla mnie całkowita nowość, jednak bardzo szybko się polubiliśmy. Obecnie, to chyba moje ulubione ciasto, zaraz po snikersie. Jagielnik, przypomina mi czasy, gdy serniki były moją codziennością, a twaróg lądował na mym talerzu przynajmniej raz na dzień. Kasza jaglana jest tu delikatnie wyczuwalna, ale za sprawą mleka kokosowego, jagielnik w smaku jest bardzo delikatny, z wyczuwalną nutą wanilii. Przygotowałam go na owsiano-orzechowym spodzie. Truskawkowa galaretka doskonale komponuje się z waniliowym, jaglanym serkiem. Klasyka w wegańskim wydaniu! Ciasto posłodziłam moim ulubionym słodzikiem – stewią z erytrytolem, oraz mniej lubianym, ale bardzo pasującym do jagielnika – syropem z agawy. Stewię z erytrytolem możecie bez problemu nabyć w Carrefourze lub Rossmannie, ale jeśli nie potraficie znaleźć jej w swojej okolicy to równie dobrze sprawdzi się ksylitol (jest mniej słodki, więc musicie dobrać proporcje na smak). Smacznego!

 

Jagielnik na zimno z truskawkami


Składniki

/Na małą tortownicę/

Spód

  • 60ml rozpuszczonego oleju kokosowego
  • 140g (1,5 szklanki) bezglutenowych płatków owsianych*
  • 2 świeże daktyle (wypestkowane)
  • 1 łyżka syropu z agawy
  • 3 łyżki masła orzechowego
  • 1 łyżeczka stewii z erytrytolem
  • *można użyć normalnych jeśli możemy jeść gluten

Masa jaglana

  • 200g (1 szklanka) suchej kaszy jaglanej
  • 500ml (2 szklanki) wody
  • 500ml (2 szklanki) mleka kokosowego
  • 60ml syropu z agawy
  • 4 łyżki soku z cytryny
  • 2 łyżki roztopionego oleju kokosowego
  • 2 łyżki nieaktywnych płatków drożdżowych
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Galaretka

  • 450g truskawek (bez szypułek)
  • 1,5 łyżki soku z cytryny
  • 3 płaskie łyżki stewii z erytrytolem
  • 3 szklanki wody
  • 3 łyżeczki agar agar +4-5 łyżek wody

Sposób przygotowania

  1. Spód: Do malaksera wrzucamy płatki owsiane i drobno rozdrabniamy. Dodajemy resztę składników i łączymy ze sobą. Wykładamy na spód tortownicy.
  2. Kaszę jaglaną płuczemy pod zimną wodą, dokładnie odsączamy z nadmiaru wody. Przesypujemy do dużego garnka i zalewamy dwoma szklankami wrzątku (najlepiej odmierzyć 2 szklanki i zagotować je w osobnym garnuszku. Odmierzanie wrzątku może źle się skończyć ; )). Gotujemy na wolnym ogniu, aż do wyparowania wody.
  3. Gdy woda wyparuje dodajemy szklankę mleka kokosowego. Ponownie gotujemy na wolnym ogniu, co jakiś czas mieszając, aż do wyparowania mleka. Dodajemy kolejną szklankę mleka, gotujemy 1-2 minuty, dodajemy resztę składników i wszystko blenderujemy (blenderem ręcznym).
  4. Masę jaglaną przelewamy na spód i zostawiamy do wystygnięcia. Po bokach, można wbić połówki truskawek – środkiem truskawki skierowanym na zewnątrz.
  5. Na koniec, robimy galaretkę: truskawki myjemy, wrzucamy do garnka, zalewamy wodą. Dodajemy cytrynę, stewię z erytrytolem. Gotujemy 20 minut. Wywar przelewamy przez sitko, tak by pozbyć się truskawek. Sam wywar wlewamy z powrotem do garnka i stawiamy na gazie. Agar agar mieszamy w szklance z 4-5 łyżkami zimnej wody, dodajemy do gotującej się wody truskawkowej, dokładnie mieszamy i po zagotowaniu (powinno się gotować min. 30 sekund), wyłączamy gaz.
  6. Lekko wystudzoną (ale jeszcze ciepłą) galaretkę przelewamy na ciasto. W galaretce umieszczamy parę przekrojonych truskawek. Wsadzamy do lodówki – 30 minut powinno wystarczyć, żeby galaretka się ścieła.

Artykuł Jagielnik na zimno z galaretką z truskawkami. pochodzi z serwisu Fill The Bowl.

]]>
https://fillthebowl.pl/jagielnik-zimno-galaretka-truskawkami/feed/ 8 2623